|
www.reko.fora.pl Forum Federacji Rekonstrukcji Historycznej
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Furyer
Dołączył: 28 Sie 2008
Posty: 414
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 14:28, 11 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Jak możecie to weźcie sobie wartę w nocy bo pewno tak przyjadę, a nie chcę budzić. Ewentualnie prześpię sie w aucie do rana.
Ruszam o 18.10 wyjazd z wawy przez raszyn więc granicę stolicy opuszczę między 19 a 20. no i 6 h jazdy ale w nocy to do 8 więc planuje przybycie między 2 a 4 nad ranem (troszkę mnię to przeraża )
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Remington
Dołączył: 08 Cze 2009
Posty: 172
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdynia
|
Wysłany: Śro 18:52, 12 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
No to jak?
Będziecie w piątek rano w Kłodzku?
Jak tak, to też przyjadę z rana. Byłbym o 6.47.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
stefan
Dołączył: 05 Sie 2008
Posty: 932
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: ŻOLIBORZ
|
Wysłany: Śro 19:03, 12 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Ja niestety 3 rok z rzedu odpadam, czego bardzo zaluje- tym razem przyczyny zdrowotne. mam nadzieje ze do bedomina twarz mi odrosnie:-)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Remington
Dołączył: 08 Cze 2009
Posty: 172
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdynia
|
Wysłany: Czw 7:26, 13 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Stefan, do czego jest potrzebna twarz na bitwie?
Ładunki zawsze pomoże odgryźć kolega, a piwo będziesz pił jak "angielski pacjent"- przez słomkę
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Remington dnia Czw 7:27, 13 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Lukaszek
Dołączył: 13 Sie 2008
Posty: 139
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 10:08, 13 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Stefan słuchaj się eksperta
W bieżącej sytuacji, jednak piątek będę miał pracujący, Darkowi nie chce się jechać pociągiem bez Stefana itd., wygląda na to że zwalimy się dopiero na sobotę rano Wyjazd z Wawy w piątek samochodem o 1 w nocy.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Lukaszek dnia Czw 10:09, 13 Sie 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
stefan
Dołączył: 05 Sie 2008
Posty: 932
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: ŻOLIBORZ
|
Wysłany: Czw 10:19, 13 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
ehh... szkoda gadac. w kazdym razie nie chcielibyscie mnie teraz ogladac. Remik trafiles w samo sedno- wszystko teraz musze pic przez slomke...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Darek Grenadier
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2008
Posty: 1784
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 10:30, 13 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Nie chce się jechać samemu w nocy pociągiem a miałem nadzieję na jeden spokojny dzień obozowy.
Stefan zrób zdjęcie
A miało być taaak pięknie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Remington
Dołączył: 08 Cze 2009
Posty: 172
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdynia
|
Wysłany: Czw 13:28, 13 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
no nic, ja jadę wcześniej. Ktoś tam bedzie już na mnie czekał.
Pozwiedzam trochę okolicę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Lukaszek
Dołączył: 13 Sie 2008
Posty: 139
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 23:32, 16 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Panie i panowie, cóż można napisać? Impreza była fantastyczna.
Najpierw nieco o klimacie miejsca. Kłodzko to malownicze stare miasteczko, które przypominać może co po niektórym Mikulov. Sąsiaduje z nim stara, nieco zarośnięta i zdewastowana twierdza, w której to mieliśmy przyjemność nocować. Twierdza była o tyle interesując iż pamiętała starcia francusko - pruskie z roku 1807 (http://pl.wikipedia.org/wiki/Twierdza_Kłodzko) .
Obozowisko było jedno dla obu stron konfliktu i prezentowało się bardzo ładnie. Znajdowało się ono w porośniętej trawą i drzewami reducie otoczonej głęboką fosą z murowanymi brzegami, dostęp do obozowiska był możliwy tylko i wyłącznie po jednej jedynej drewnianej kładce.
Chciałbym wspomnieć o świetnym pomyśle do kopiowania na każdej napoleońskiej imprezie: wory na śmiecie zostały rozstawione gęsto i schowane w koszokopach. Dzięki temu nie było żadnym problemem wstać i od razu wyrzucić puszkę do piwie do śmietnika który nie psuł widoków, baa był wpasowany w stylistykę miejsca. Cały manewr znakomicie zredukowało ilość plastiku i butelek walających się po obozie.
Jako, że cały nasz dobytek, przez całą niemalże imprezę ja, Adam i Darek, nosiliśmy na plecach to za każdym powrotem do obozowiska rozbijaliśmy się w innym miejscu. Rano przy wewnętrznej granicy redutki, w nocy zaś z Remikiem i jego ludźmi zanektowaliśmy pruskie ognisko w ścisłym centrum obozu.
Sama impreza zaczęła się niezbyt interesująco, przemarsz, postój na słońcu na ryneczku, pokaz musztry rosyjskiej i pruskiej i coś jeszcze, ale nie zanotowaliśmy ponieważ udało nam się zdezerterować i skryć w cieniu
Pierwsza mała potyczka była mocno wyreżyserowaną inscenizacją. Wezwano Prusaków do poddania twierdzy, nie poddali się. No to Remik z Darkiem kolbami doprowadzili do otwarcia bramy. Dalej nasza sekcja skombinowana z nas 3 i 5 osób z Gdańskiej dwunastki strzelała się na dziedzińcu z jakimiś prusakami, dzielnie nas wspierał oddział Legii Polsko-Włoskiej. W pewnym momencie Prusacy zrejterowali, a my za nimi. Muszę się przyznać że nieco się wyrwałem do przodu, dobiegłem do kolejnej bramy na bardzo małym dziedzińcu i dopiero wtedy się spostrzegłem, że jestem sam. A tu Prusacy otwierają bramę i tak jakoś para ze mnie zeszła, pierwszy raz tego dnia zrejterowałem. Do ekipy. Na dziedziniec wkrótce wróciliśmy w pełnej sile. Zostaliśmy przywitani salwą w twarz i glinianym pudrem rzucanym z góry. Darkowi się poległo, a cały oddział został wzięty do niewoli. Co się działo później nie wiem, zostałem przy konającym.
Po kilku godzinach miała miejsce właściwa bitwa. Coś mi o uszy śmignęła liczba 296 ludzi i 15 dział, ale proszę Darka i Remikiem o potwierdzenie lub korektę tych liczb. Pole bitwy porośnięte było drzewami, pagórkowate, dość wąskie, za to bardzo głębokie - z jednej jego strony nie było widać przeciwnego krańca. Z prawej naszej flanki las, z lewej publiczność. Remik dowodził na jakimś wyższym szczeblu więc kombinowana z 7 i 12 sekcja była trzymana za mordę przez Darka. Zaczęliśmy spokojnie i kulturalnie. Weszliśmy do wsi wybudowanej w stylu rekonstruktorskim: kilka desek zbitych na krzyż z sianem na dachu, między domami stały ławeczki i stoły, byli też panowie w białych mundurach, ale oni nic robili. Nawet gdy nasza sekcja walnęła im salwę spojrzeli się tylko i nic. Szkoda, bo mogło być trochę funu przy zajmowaniu wsi. Gdy tylko weszliśmy do środka Remik znalazł karczmarza i kulturalnie () poprosił go o posiłek i napitek, które to dobra (dzban z sokiem wiśniowym i pieczonego kurczaka ) spożyliśmy z właściwą starym żołdakom kulturą. Po posiłku Remik podziękował za posiłek ( coś w stylu "Chamie mam Ci płacić za szczane Wino? Przynieś więcej bo kopa dostaniesz." ). Niestety labę przerwał atak wojsk pruskich. Pogoniliśmy karczmarza i sformowaliśmy się za wsią.
W pierwszej fazie bitwy zadaniem strony francuskiej było spychanie Prusaków na ich pozycje wyjściowe, które notabene były obstawione okopanymi działami, na których to mieliśmy polec. Wielkie gratulacje dla Darka za dowodzenie ponieważ schemat "trzy salwy i atak na bagnety" stosował bardzo ładnie, bez zbędnego opieprzania się, z prawdziwą wirtuozerią wybierając kolejne cele do ataku.
Atutem strony przeciwnej była ogromna przewaga liczebna, u nas natomiast prawdziwą furrorę robiła konnica, która trzymała praktycznie wszystkie oddziały antyfrancuskie przez pierwszą część bitwy w czworobokach. Pojawiali się to na lewej flance, to na prawej, a to w centrum. Jeden oddział, ale okazał się naprawdę przydatny. Przypominam sobie sytuację w której szykowaliśmy się do ataku na oddział do nas po skosie w lewo stojący, ale nie można było bo konnica właśnie wjechała i krąży wokół niego. No to może w prawo. Nie da się bo konnica stwierdziła że tamtędy właśnie wyjedzie. Nie zabiorę Darkowi przyjemności opisu jednej z akcji, w której wykorzystaliśmy zamieszanie wywołane przez jazdę. Cud, miód i poezja.
W końcu jakoś doczłapaliśmy się do pozycji dział, mieliśmy kilka podejść do szturmu na bagnety. Dranie szybko ładowali i trudno się było wbić w ten czas kiedy lufa akurat pusta (przynajmniej ja to tak zapamiętałem). W końcu zaatakowaliśmy na poważnie. Wbiegliśmy za umocnienia i starliśmy się obsługą dział. Trup słał się gęsto, padłem i ja. Przez kilka minut co chwilę się podczołgiwałem do kogoś z naszych i prosiłem aby ratował rannego, ale altruizmu żadnego nie zauważyłem. W końcu oddział się wycofał pozostawiając moje truchło za sobą. Chwilę później, pamiętam, dwóch głównodowodzących pruską stroną stanęło nade mną i z zaczęli dyskusję o swoim przeciwniku "Ten Remik to zawsze musi coś wymyślić" stwierdził jeden z nich. Nie wiem co go zirytowało, jak dla mnie impreza była zaje*********.
Po kwadransie wróciłem do oddziału, który wyglądał już na mocno zdezelowany i opadnięty z sił, co zailustruje następująca scenka. Maszeruje sobie linia wojska od tak, bez większego zapału, w kierunku na wieś którą mieliśmy obstawić. Ktoś rzucił nagle "te, a czy nie powinniśmy ochraniać naszych armat?", patrzymy a one za nami bez osłony. "Nie no" rozkaz padło powoli i bez przekonania " linia, w tył zwrot", w ten sam sposób rozkaz został wykonany. Gdy tylko doszliśmy na pozycje działa zaczęły się wycofywać...
Później oddział obstawił wieś, w trakcie to której czynności siódemkowicze opędzlowali do końca dzban z sokiem wiśniowym. Mnie przypadła jedna chata, którą trzymałem razem z Adamsem z gdańskiej siódemki. Trochę postrzelaliśmy się z jegrami, później wręcz (byliśmy bez amunicji) broniliśmy chałupy przed Rosjanami. Niestety przeważyli, a ja z powodu braku drogi odwrotu wyskoczyłem z chaty przez okno. Nie wiem co się stało z Adamsem ale chata zaczęła płonąć, co okazało się dość problematyczne, ponieważ zostawiłem w środku karabin Furyera ( podpalania chat było zabronione przez organizatora ) Na szczęście jestem głupi i mam szybkie nogi więc sprzęt odzyskałem zanim ogień na dobre się rozprzestrzenił.
Bitwa była, co tu pisać, cudna. Wystrzelaliśmy wszystkie lub prawie wszystkie przygotowane ładunki ( ja miałem trzydzieści kilka ). Całe mnóstwo starć na bagnety w różnych konfiguracjach. Atak, odwrót, pogoń i rejterada. Jedynie czworoboków nam się nie udało zrobić z powodu braku u przeciwnika kawalerii, ale w Będonimie, jestem przekonany, nadrobimy ten stan rzeczy.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Lukaszek dnia Pon 2:30, 17 Sie 2009, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Darek Grenadier
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2008
Posty: 1784
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 9:48, 17 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Cóż to była za impreza…
Biwak
Wyjazd do Kłodzka potraktowałem jak „wprawkę” przed Będominem. Spakowałem się tylko w plecak historyczny i chlebak/worek (sam nie wiem dokładnie jak to mam traktować). Założeniem było: to, czego używam w obozie, to muszę móc założyć na siebie i mieć na bitwie. W plecaku było tego zresztą więcej niż potrzebowałem, bo w zgodzie z regulaminem miałem również np. zimowe spodnie.
Do twierdzy dotarliśmy trochę po godz. 7.00 w sobotę. Sam obiekt wydaje się ogromnym kompleksem (nie mieliśmy niestety ani czasu, ani sił, ani okazji go zwiedzić). Znacznie większym niż np. Srebrna Góra. Samo wyjście z twierdzy zajmowało ok. 10-15 minut. Nie jestem przekonany czy można określić stan twierdzy jako zdewastowany. Jak dla mnie wyglądała ona całkiem nieźle, za wyjątkiem faktycznie zdewastowanych budynków współczesnych wybudowanych w środku twierdzy.
Lokalizacja biwaku wojsk napoleońskich była iście obronna i klimatyczna. Należało wspiąć się kamienistym podjazdem (każdy, kto ma podkute buty wie, co to oznacza), następnie ominąć fosę i wejść przeuroczym drewnianym mostem nad tą fosą. Tylko się prosiło wystawienie wart przy tym wejściu… ależ się prosiło (nawet mieliśmy z Furyerem chwilę, że sami chcieliśmy iść, ale jakoś nam przeszło). Cały biwak był pod gęstym dachem z liści rosnących drzew, dzięki czemu zawsze znalazł się przyjemny cień (i rozpoznanie lotnicze by nas nie wykryło ).
Na miejscu ze znanych oddziałów była Legia Polsko-Włoska, Pruska artyleria i piechota, Wileński Pułk Muszkieterów, 7pp XW z Gdańska i oczywiście 12pp XW (częściowo w mundurach Legi Naddunajskiej), z którym z wielką przyjemnością przyszło nam współdziałać i biwakować. Zauważalnie brakowało pułków i artylerii Dywizji Księstwa i 52 IR.
Klimat obozu psuły nieco oddziały, których członkowie chodzili w „cywilkach”, na szczęście rzadko obok nas przechodzili.
Iście genialnym w swojej prostocie był pomysł z koszami na śmiecie umieszczonymi w tym, co zwykle robi za kosz-okopy. Zniwelowało to u nas ilość mroków praktycznie do zera. Bardzo polecam to wszystkim organizatorom i osobom mającym wpływ na organizatorów.
Podczas odprawy przed bitwą nasz 7pp został połączony z 12pp z Gdańska. Jako, że wielokrotnie już razem współdziałaliśmy zapowiadała się niezła zabawa.
Resztę poranka spędziliśmy na przygotowaniu się do działań „bitewno-rekonstruktorskich”. Jednocześnie 7pp został zaszczycony propozycją, aby to jeden z nas dowodził „połączonym regimentem 7 i 12 pułku piechoty”. Jako, że na czas tej bitwy ja dowodziłem naszą rotą, to mi w udziale przyszło pełnić tą funkcję, pod bacznym okiem Remika .
Tutaj kolejna ciekawostka i nauka dla nas. Ciekawostką jest to, że Remik miał przytroczoną do plecaka drewnianą 3 litrową beczułkę z kranikiem. Nauką jej zawartość – rozrobione z woda wino. Znakomicie gasi pragnienie a dostatecznie rozwodnione nie szumi w głowie.
Wyjście na miasto.
Po sformowaniu oddziałów w rytm wielu werbli (niesty każdy grający sobie) kolumna przeszła na rynek Kłodzka. Jak już pisał Łukaszek, samo miasto przypomina nieco Mikulov, tylko jest znacznie więcej obdrapanych kamieniczek, dużo więcej reklam psujących klimat i tłumy ludzi, ale jest też targowisko gdzie można kupić za prawie bezcen wiele ciekawych rzeczy (takie targowisko jak w Warszawie na Kole).
Przed ratuszem rozgrywała się jakaś inscenizacja, której głównym elementem były pokazy rosyjsko-pruskie tak, więc dość szybko się ulotniliśmy w zacienione miejsce z dostępem do lodów i piwa z sokiem.
Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy na twierdzę, aby rozegrać małe starcie dla wybranych (zwycięzców jakiegoś konkursu czy coś, sam nie wiem dokładnie, o co chodziło). Starcie było króciutkie chodź bardzo „dramatyczne” i dynamiczne. Najciekawszym elementem była zasadzka w przejściu między bramami. Wąskie gardło, na które posypał się grad kul (i tynku), gdy atakował nasz oddział (tam właśnie poległem – starannie wybierając miejsce).
Potem Remik zabrał nas do tuneli, które są wykute pod twierdzą, gdzie mieliśmy sobie odpocząć, niestety tempo przemarszu nie dało nam szans. Fakt jednak, że podziemia są dość długie i warto by je było zwiedzić na spokojnie.
Po powrocie do obozu mieliśmy około godziny czasu do wymarszu na główną bitwę – spędziłem je w cieniu udzielając wywiadu jakiejś gazecie i robiąc za misia do zdjęć (cała ferajna zwiała do obozu a ja siedziałem przy głównym przejściu turystów).
Bitwa.
Plan bitwy nie był szczególnie skomplikowany, ale zapowiadał się bardzo dynamicznie. Po naszej stronie były chyba 4 zwarte formacje (liczące od ok. 7 do ok. 20 rekonstruktorów) dwie grupy lekkiej piechoty, kawaleria i potężna artyleria. Miał też być oddział rosyjski, jako główna siła uderzeniowa w liczbie, ponad 20 ale pomylił strony i poszedł do bitwy razem z prusakami natomiast jeden oddział chyba w ogóle nie dotarł – przynajmniej gł. dowodzący piechotą (Remik) ich nie mógł znaleźć. To było ciekawe, bo z minuty na minutę nasze siły malały i przewaga pruska stawała się coraz większa. Naliczyłem 2-3 oddziały pruskie (w sile od ok. 7 do ponad 20 rekonstruktorów), litewski (też ok. 15), rosyjski (ponad 20), jegrów (ok. 4), artyleria lekka w polu i silna bateria dział za szańcami.
Idąc na bitwę pozwoliliśmy sobie na trochę nonszalancji i bermyce zawisły na karabinach, te na ramionach a na głowach furażerki. Czasu, aby się zmęczyć i spocić miało być aż nadto.
Początek bitwy był dość niemrawy, mimo odprawy nie do końca wiadomo było, kiedy i co ma się dziać. Po oddaniu salwy, zajęliśmy wioskę, składająca się z 3 domków i dwóch stołów, zamieszkałą przez właściciela karczmy i obsadzoną przez nieznanej proweniencji oddział austriacki lub saski, który potem gdzieś sobie poszedł. Co ciekawe poprzedzający nas oddział lekkiej piechoty rozpoczął ładowanie dopiero osiągając pozycje strzeleckie, ach cóż to była za osłona
Z nieba lał się żar, więc sok, który otrzymaliśmy w wiosce był bezcenny (sok też był rekonstruktorem – rekonstruował wino). Potem karczmarza, który trochę nie przemyślawszy sprawy poprosił nas o zapłatę wyrzuciliśmy z wioski (w końcu „obrońcy granic nie płacą za nic”).
Tutaj na scenę weszły oddziały pruskie. W pierwszej linii naliczyłem 4 zwarte i dość liczne formacje, którym my przeciwstawiliśmy oddalone od siebie i mniej liczne pułki. Nasza „łączona brygada” prowadziła wymianę ognia z 2 pułkami pruskimi. Szybkość ładowania i tempo prowadzenia ognia było bardzo duże. Nasze lufy już parzyły i trzeba było ostrożnie ładować – z obawy przed poparzeniem i samozapłonem prochu. Ogień ze strony pruskiej był zdecydowanie słabszy i rzadszy.
Po kilkuminutowej wymianie uprzejmości przeszliśmy do ataku na bagnety. Naszym celem stał się najsłabszy oddział w linii pruskiej i dlatego walka była wyrównana. Przy czym na szczęście nie było to śmieszne poklepywanie się po ramionach, ale solidna walka z markowanymi ciosami a zarazem przy braku szczególnej agresji po obu stronach. Jak już mamy robić te starcia (a widać, że wyplenić się ich nie daje) to niech będą właśnie takie.
Zostaliśmy odparci i w nieładzie cofaliśmy się na pozycje wyjściowe. Takie sytuacje powtarzały się kilkukrotnie dość mocno wyczerpując nasze zapasy energii. Przy czym udało nam się również uderzyć na flankę Rosjan zajętych walka z Legią Polsko-Włoską – odnieśliśmy prawie sukces.
I przyszła ta chwila (TA – chwila, jedna z TYCH chwil – a co ważne nie jedyna w bitwie).
Z prawej flanki naszego oddziału znajdował się (dwa razy liczniejszy niż my) oddział pruski (mundury trochę przypominały te z wojny 7-letniej). Obróciliśmy się frontem do nich i przygotowaliśmy do salwy. W tym momencie na prusaków spadł atak kawalerii, który zmusił ich do sformowania koła. Po oderwaniu się huzarów natychmiast oddaliśmy salwę w ten tłum i rzuciliśmy się do ataku. W pierwszej chwili odnieśliśmy sukces, bo pruski oddział był niesformowany i mimo tego, że byliśmy dużo słabsi i liczebnie i fizycznie udało się ich lekko przepchnąć i zdezorganizować. Niestety nie na długo. Przewaga liczebna spowodowała, że zostaliśmy odparci. Ale… ten sukces kosztował prusaków coraz większą dezorganizację, część stała z tyłu, część goniła nas – w tym momencie nastąpił trzeci atak. W pełni sformowany oddział (chyba litewski 129pp) uderzył w nich z flanki i generalnie zmiótł z pola walki – w rzeczywistości przepchnął dobrych kilkadziesiąt metrów. Niemniej jednak cała sytuacja była niesamowita i bardzo malowniczo-batalistyczna.
Po tym etapie walk oddziały pruskie sformowane w duży czworobok zaczęły cofać się za pozycję „wielkiej reduty”. Z lubością prowadziliśmy w nich ogień. Bez większych przeszkód dotarliśmy pod redutę. O ile same umocnienia były liche (puste kosze, i barykada z desek i krzaków) to obsada całkiem potężna – nie wiem dokładnie, jakie to były działa, ale wyglądały na coś pomiędzy 3 i 6 funtowymi i były ładowane dużymi ładunkami. Co oznacza, że nawet bez kul stanowiły potężne zagrożenie.
Mimo, że nie pamiętam tego ze scenariusza nasz gł. dow. Dał rozkaz do ataku na redutę. Pierwszy atak nie powiódł się ze względu na to, że atakowaliśmy załadowaną baterię, – co oznaczało de facto nasza masakrę. Drugi atak był przeprowadzony zaraz po wystrzeleniu i była to drugą ta chwila (TA z TYCH). Rzuciliśmy się biegiem na redutę (niech nikt mi nie mówi, że się nie biegało wtedy – albo biegniesz albo giniesz). Z trudem, ale sforsowaliśmy barykady i zaczęła się kolejna widowiskowa i twarda walka. Jej szczególnym wyrazem był artylerzysta pruski, który trzymając ponad 2m belke wypchnął trzech naszych z reduty (potem bohatersko poległ pod moją kolbą siadając w wiaderku z wodą…). W momencie gdy dobijałem tego walecznego prusaka ktoś mi sprawił łomot z tyłu co spowodowało, że straciłem zapał do walki i znalazłem się znów przed baterią. I tutaj nastąpiła kumulacją tych chwil (TYCH), ponieważ Remik ZABRAŁ DZIAŁO prusakom i w osłonie resztek naszego oddziału odciągnął je z reduty na ponad 20 metrów. Tam nastąpiło lekkie przeformowanie oddziału (jeszcze nie znaliśmy poziomu strat, jakie mieliśmy) i skupienie oddziału na obronie zdobyczy przed nacierającym oddziałem z Litwy. Niestety jego siła i przewaga (chyba trzykrotna) przy naszym ogromnym już zmęczeniu sprawiła, że przepędzili nas łatwo odzyskując zawiaderkowane działo, (czyli działo z założonym wiadrem na lufę – chyba na znak zagwożdżenia).
Wycofywaliśmy się kilkadziesiąt metrów. Tam w spokoju przeprowadziliśmy reorganizację. Okazało się, że w oddziale brakuje połowy stanu linii (jak się okazało jeden poległ a dwójka dostała się do niewoli – do końca bitwy wróciła chyba dwójka z trójki). Uzyskaliśmy natomiast wsparcie w postacie 7 gdańskiej, która samorzutnie przyłączyła się do linii. Tak sformowani i już mocno zmęczeni cofaliśmy się do pozycji naszych dział. Tam jak już opisał Łukaszek zabawiliśmy tylko chwilę i wycofaliśmy się do wioski, gdzie wypiliśmy do końca resztki soku.
Widok oddziału był marny. Większość zaległa gdzie się tylko dało łapiąc dech, poprawiając oporządzenie. Mało, kto myślał o obronie. Kilka minut później dołączył do nas kolejny cofający się oddział. Mieliśmy tutaj chwilę odpoczynku, bo w centrum szalała kanonada artylerii i gęsty dym zasnuł pole bitwy. Dopiero pojawienie się w dymie sylwetek pruskich linii zmotywowało nas do przygotowania obrony. Zajęte zostały domy a wywrócone ławy robiły za barykady. Miało to być nasze Alamo.
Podchodzące oddziały były oczekiwane bez żadnej szczególnej reakcji i przeciwdziałania. Nie mieliśmy ani amunicji ani siły. Ostatnie strzały padły w podchodzące oddziały Jegrów i 47 IR. Wtedy na lewej flance uderzyli Rosjanie. Szybko złamali opór i zdobyli pierwszy domek, nasza pozycja stała się beznadziejna. W tym momencie nastąpiła inna „ta” chwila – jeden z Rosjan nie przemyślawszy do końca swojego czynu podpalił właśnie, co zajęte zabudowania. Co było a) zabronione – co organizator wyraził dość ostro podbiegając do podpalacza, b) głupie – bo zmusiło Rosjan do wycofania a nam pozwoliło po wypaleniu się domku zająć ponownie pozycje, c) niebezpieczne – domek znajdował się w parku wokół było dużo słomy. Tutaj w kilka osób odsuwaliśmy ławy i stoły oraz to, co się dało, aby ogień się nie przeniósł. Powiem, że w chwili, gdy ogień zaczął palić liście drzewa, pod którym był domek byłem już trochę zaniepokojony. Na szczęście słoma się dość szybko acz efektownie wypaliła i nic złego się nie stało. Nasze oddziały ponownie ufortyfikowały Alamo i tak doczekaliśmy końca bitwy.
Potem już tylko tradycyjna prezentacja (połączonej brygady 7 i 12 pułku piechoty) i powrót do obozu.
Epilog
Noc na twierdzy była bardzo sympatyczna. Niestety trochę zakłócał ją koncert zorganizowany nieopodal (jako część święta) oraz morsko-weselne przyśpiewki niektórych grup. Niemniej jednak widok obozowiska był bajeczny (ośmieliłbym się go porównać nawet do Pułtuska 2006).
Tutaj dla tych, którzy jeszcze czytają (gratuluję samozaparcia) anegdotka:
Nieznani mi bliżej osobnicy z innej grupy podchodzą do Remika i wywiązała się taka rozmowa:
Osobnik 1 (O1) – Noo czzescc Remik, napij się
Osobnik2 (O2) – Noo napiiij…afadskjewew
Remik (R) – Nie, dzięki chłopaki
O1 – Noo weźźź ze mna się nie napijesz
O2 – afdasdupioj
R – Nie chłopaki dzięki
O1 – Noo ale jak to, brudzia ze mna
O2 – ajdfhasdv
R – Nie serio dzięki wielkie za zaproszenie
O1 – Nooo chodz się z nami napij
O2- zzzz….
R – Dzięki ale nie, może, może później
O1 – Noo Remik bo się obraze
O2 – yps…
R – Przykro mi, ale no jak chcesz to się obraz (czy jakoś tak)
O1 – Nie no co ty, obrazić, na Ciebie Remik, nigdy.
Argumentacja godna odnotowania
A potem nastał ranek i wróciliśmy do domu.
Jak tylko dobry Bóg, czas i pieniądze pozwolą to na pewno pojawię się w Kłodzku za rok.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Darek Grenadier dnia Pon 12:01, 17 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Lukaszek
Dołączył: 13 Sie 2008
Posty: 139
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 13:18, 17 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Na razie w sieci tylko jakieś słabe galerie.
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
edit:/ Samotne zdjęcie w sieci - pozycje pruskich dział od tyłu:
[link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Lukaszek dnia Pon 16:04, 17 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Remington
Dołączył: 08 Cze 2009
Posty: 172
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdynia
|
Wysłany: Wto 17:09, 18 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Hej.
Dzięki wszystkim za miłą zabawę.
To była najlepsza bitwa w Kłodzku. Artyleria dała popis. Ja byłem wykończony, gorąco robiło swoje, dobrze że walczyliśmy w cieniu.
Ciekawostki- wojsko rosyjskie z Mińska miało być po naszej stronie. Znaleźli się po 1/3 czsu trwania bitwy i stanęli przeciw nam. Na koniec spalili nasze Alamo.
Wcześniejsza akcja na rynku była słaba. W zasadzie nic nie widziałem, tylko tyle jak Mińsk kaleczył musztrę.
Obóz był ok. W zeszłym roku było pełno syfu i plastiku. W tym roku niezaproszono kilku grup, co pozytywnie wpłynęło na jakość obozu.
W przyszłym roku postaram się pojechać na Kłodzko całą ekipą P12P.
Warto.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
JOHNY
Odznaczony za aktywność.
Dołączył: 07 Sie 2008
Posty: 1933
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Śro 19:04, 19 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
ładnie za rok może i my pojedziemy całością
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Furyer
Dołączył: 28 Sie 2008
Posty: 414
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 10:37, 20 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Pięknie opisaliście wyjazd. Zaiste zacna to impreza była.
Dodam tylko, że powrót dla mnie był równie ekscytujący co sama bitwa.
Jazda rozbitym autem przez pół polski z możliwością konfiskaty dowodu przy jakimkolwiek zatrzymaniu bywa nieco elektryzująca.
Na szczęście z lekkimi reperkusjami dotarliśmy.
Daro wielkie dzięki za dobry wzrok, błyskawiczne reakcje i trzeźwość umysłu przy negocjacjach post kolizyjnych.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|